Strona główna Najnowsze Tomasz Matyjasik – historia uwolnienia od alkoholu

Tomasz Matyjasik – historia uwolnienia od alkoholu

„Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie! Pamiętaj o nim na wszystkich swoich drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki. Nie uważaj się sam za mądrego bój się Pana i unikaj złego! (Prz. Sal. 3.5-7)

Moje pierwsze popijanie alkoholu rozpoczęło się w podstawówce. Była to klasa siódma, zaczynało się od piwka po wygranych zawodach szkolnych i tak zwanych okazjach później już ze starszymi kolegami, którzy byli już doświadczeni w piciu i nie tylko, a co niektórzy mieli przeszłość kryminalną. Piliśmy wina no i oczywiście wódkę z meliny. Pod koniec podstawówki sam już załatwiałem wódkę i spirytus, miałem kilka melin w różnych częściach miasta skąd brałem alkohol. W zawodówce popijałem piwo oraz nalewki często do nieprzytomności. W tym czasie trafiłem również pierwszy raz do zakładu karnego na krótko, ale było to już coś w moim środowisku. W tamtym okresie były również kradzieże, włamania. Później w szkole wieczorowej już nawet się z tym nie kryłem, piłem na przerwie a zdarzało się, że i na lekcji do tamtej pory jeszcze jako taki umiar był. Moje związki zaczynały się pod wpływem alkoholu i kończyły się z jego powodu. W pierwszej pracy legalnej, pracowałem jak na mnie długo, kolejne prace były już tylko do pierwszej wypłaty.

W końcu spotkał mnie człowiek, a w sumie mnie znał i zaprowadził mnie do zboru. Następnie trafiłem na detoks i moją pierwszą chrześcijańską terapię, gdzie oddałem swoje życie Bogu, ale nie poszedłem za Nim do końca. Po terapii pracowałem rok na warsztacie samochodowym i jakoś to było – no właśnie „jakoś”, zacząłem popijać najpierw spokojnie, potem już ciągami. Tak mijały miesiące, lata, pojawiła się córeczka dla której zrobił bym wszystko. I tak piłem z przerwami z powodu pobytów w szpitalach. To oddział wewnętrzny, to szpital psychiatryczny. Rok 2012 przesiedziałem prawie cały w zakładzie karnym, córka miała dwa latka. Po wyjściu jakiś czas było dobrze, ale zacząłem pić znowu, w tym czasie rozstałem się również z partnerką. Wtedy zacząłem pić na dobre do tego stopnia, że musiałem mieć transfuzję krwi z powodu zatrucia alkoholem, a piłem wtedy już wszystko włącznie z denaturatem. Po tym zdarzeniu trochę się opamiętałem, wróciłem do zboru na właściwą drogę, ale już bezdomny. To była następna roczna przerwa gdy patrzę w przeszłość. Aż do momentu gdy trafiłem na drugą terapie, gdzie zawiózł mnie mój kochany pastor.

Siebie i swoje życie mógłbym porównać do syna marnotrawnego, który poszedł w świat, pełen grzechu, rozpusty, samolubstwa. Ten świat oddzielał mnie od miłości Bożej, a ciągnie do przyjemności jaką daje grzech. Kończy się to rozpaczą, smutkiem, degradacją fizyczną i psychiczną oraz chęcią skończenia ze wszystkim, nawet ze swoim życiem. Zanim mogłem przyjść przed oblicze Boga musiałem zobaczyć swój stan zniewolenia, doprowadzenie siebie do skraju przepaści i uświadomienie sobie tego wszystkiego co czyniłem z sobą i wkoło siebie. Oczy mi otworzył Duch prawdy i ewangelia, którą słyszałem „W nim i wy, którzy usłyszeliście słowo prawdy, ewangelię zbawienia waszego, i uwierzyliście w niego, zostaliście zapieczętowani obiecanym Duchem Świętym” (Ef. 1:13). Bóg kocha swoje dzieci, które błądzą, pragnie mojego zbawienia, ale przeszkodą przed tym była moja wolna wola, pycha która podpowiadał mi, że sobie poradzę, a przynajmniej była przed tym stanem ostatecznym. I gdy Bóg widział mnie w tak tragicznym stanie, podobnie jak syn marnotrawny, który leżał tam ze świniami i pragnął nakarmić się omłotem, płakał Pan nad moim losem, zniewoleniem, które sprawiło, że odstąpiłem od Jego woli. „A jeżeli nie usłuchacie, moja dusza w ukryciu płakać będzie z powodu waszego wygnania i moje oko zaleje się łzami, że trzoda Pana pójdzie do niewoli.” (Jr 13:17). Tą niewolą był alkohol, ale gdy nadszedł ten czas ostateczny dla mnie Boża miłość i dobroć jest tak wielka, że Pan wychodzi do mnie naprzeciw. Gdy szczerze w pokucie i z pokorą pragnąłem się zmienić, nawrócić się i zejść ze złej drogi, która wiedzie na zatracenie On czekał, był i jest gotowy przyjąć mnie, obdarzyć swoją miłością, przebaczeniem, współczuciem przytulić tak jak ojciec tuli swoje dziecko. Teraz będąc w Jego ramionach pragnę być blisko służyć Mu. Bóg jest dobry przez całe Pismo Święte czytam o Jego dobroci, miłości i łasce, troszczy się o nas jako o swoje dzieci, w codziennym życiu mogę doświadczać jego dobroci, od kiedy Go poznałem i przypatrując się swojej przeszłości i teraźniejszości z całą pewnością mogę stwierdzić że mój Ojciec w niebie jest dobry.

„Jeśli tedy wy będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą” (Mt 7:11). Jest to obietnica Boża, która się spełnia każdego dnia na nowo. Dziś jestem wolny, mam pracę i Bóg w swojej miłości daje mi wszystko czego potrzebuję każdego dnia, nie mając nic jednocześnie niczego mi nie brakuje. Dziękuję Bogu Ojcu za jego dobroć jaka na mnie spływa każdego dnia przez jego Syna Jezusa Chrystusa, w którym mam nowe życie, za jego dobre dary jakimi mnie obdarza i mimo trudności, trosk codziennego życia wiem, że wszystko zmierza ku dobremu do nagrody wiecznej, w domu mego niebańskiego Ojca.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj nas i kup nam kawę. Dziękujemy!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Polub #ObywateleNiebaPL na Facebooku i bądź na bieżąco!

Podziel się artykułem ze znajomymi!

Wypowiedz się: